Świat idealnego jedzenia, które nie istnieje
Przewijając Instagram, coraz częściej natrafiamy na zdjęcia posiłków uwiecznionych w sposób, który niekoniecznie przypomina typowe food porn. Zamiast perfekcyjnie ułożonych dań i nierealnie gładkich smoothie bowls, widzimy kanapki niedbale pokrojone, burgery ociekające sosem i domowe obiady na starych talerzach. To właśnie trend Food Positivity, który na pierwszy rzut oka wydaje się rewolucją przeciwko wygładzonej rzeczywistości social mediów. Ale czy aby na pewno?
Głębsza analiza pokazuje, że za hasztagiem #FoodPositivity kryje się coś więcej niż tylko spontaniczna akceptacja niedoskonałości. To także świetnie zaplanowana strategia marketingowa niektórych influencerów, którzy szybko zorientowali się, że bycie autentycznym sprzedaje się lepiej niż kolejna fotka idealnego avocado toast. W takim razie gdzie kończy się prawdziwa akceptacja, a zaczyna komercja?
Prawdziwe twarze Food Positivity
Nie wszystkie profile udające. Istnieją konta, które od lat konsekwentnie promują zdrowe podejście do jedzenia i ciała, często prowadzone przez dietetyków, psychologów żywienia lub osoby, które same zmagały się z zaburzeniami odżywiania. Takie profile jak @bodyposipanda czy @nourishandeat pokazują jedzenie bez filtrów – dosłownie i w przenośni. Ich treści skupiają się na edukacji, a nie tylko ładnych zdjęciach.
Warto zwrócić uwagę na charakterystyczne elementy autentycznych profili: częste rozmowy o trudnościach, otwarte przyznawanie się do gorszych dni, brak sponsorowanych współprac z markami promującymi cudowne diety. To właśnie odróżnia je od komercyjnych kont, które nagle zaczęły postować mniej idealne zdjęcia, ale tylko po to, by zwiększyć zasięgi.
Kiedy szczerość staje się strategią
Niestety, wiele dużych kont influencerowych szybko przechwyciło trend, zmieniając go w kolejne narzędzie do budowania zaangażowania. Wystarczy porównać ich treści sprzed roku z obecnymi – nagle pojawiają się zdjęcia cheat mealów, podpisy o tym, jak ważne jest dawanie sobie luzu. Problem w tym, że często brakuje tam głębszego przekazu, a same posty są perfekcyjnie wyreżyserowane, mimo że mają sprawiać wrażenie spontanicznych.
Przykład? Influencerka fitness, która przez lata promowała restrykcyjne diety, nagle wrzuca zdjęcie pizzy z podpisem Ciało potrzebuje też przyjemności!. Tyle że w jej przypadku to jednorazowy wyjątek wśród dziesiątek postów o detoksach i wyciskach. Czy to nadal Food Positivity, czy tylko sprytne zagranie marketingowe?
Jak marki wykorzystują trend
Nie tylko influencerzy zauważyli potencjał tego nurtu. Firmy spożywcze coraz częściej rezygnują z pokazywania swoich produktów w nierealnie idealnej formie. Fast-foody publikują zdjęcia burgerów, które rzeczywiście wyglądają jak te podawane w restauracjach – z nierównymi warstwami i lekko pomarszczoną bułką. To oczywiście pozytywny trend, ale czy przypadkiem nie stał się kolejnym elementem strategii brandingowej?
Najbardziej jaskrawym przykładem są kampanie marek dietetycznych, które nagle zaczęły mówić o balansie i akceptacji. Tyle że wciąż sprzedają swoje odtłuszczone produkty, tylko teraz w otoczce nowych haseł. To trochę jak sytuacja, w której producent papierosów reklamuje się hasłem Palisz? Nie szkodzi, kochamy cię takiego, jaki jesteś.
Jak odróżnić prawdę od iluzji
Nie znaczy to, że cały ruch Food Positivity to fikcja. Kluczem jest uważność i zadawanie prostych pytań: czy ten profil konsekwentnie promuje zdrowe podejście do jedzenia? Czy ma jakieś przesłanie poza ładnymi zdjęciami? Czy współpracuje z markami, które same promują restrykcyjne diety?
Może lepszym rozwiązaniem niż ślepe ufanie Instagramowym trendom jest wyłączenie czasem telefonu i wsłuchanie się we własne ciało. W końcu żadna aplikacja społecznościowa nie zastąpi prawdziwego dialogu z samym sobą o potrzebach, głodzie i przyjemności z jedzenia. Food Positivity ma sens tylko wtedy, gdy wychodzi od nas – a nie od algorytmów.
Instagram zmienił się w pole bitwy między autentycznością a komercją. Trend akceptacji ciała i jedzenia na pewno jest krokiem w dobrą stronę, ale jak każda moda w social mediach, ryzykuje, że stanie się pustym hasłem. Najbardziej wartościowe profile to te, które nie potrzebują gołych haseł, bo ich przekaz wynika z codziennych wyborów – czasem ładnych na zdjęciu, czasem zwyczajnie ludzkich.